Innowacyjność jako hasło jest atrakcyjna. Uwodzi. Chcemy się uważać za innowacyjnych. Z podziwem i zazdrością patrzymy na „ikony innowacyjności” na świecie. Google, Apple, Facebook, Krzemowa Dolina. Próbujemy być jak oni, tworzyć ich odpowiedniki…
Wielu ludzi twierdzi, że są innowacyjni, niezależnie od tego, czym się na co dzień zajmują i jakie mają efekty. Deklarujemy, że innowacyjność jest wartością, że do niej dążymy, że chcemy ją rozwijać, uczyć dzieci, promować, tworzyć dla niej warunki… Inkubatory, think-tanki, programy wyłapywania i promowania talentów. A jednak z jakichś powodów realnych efektów innowacyjności widać wokół niewiele…
Co się dzieje pomiędzy deklaracjami a praktyką, że niewątpliwy potencjał, a często także obiecujący początek, nie zamieniają się niestety na konkretne sukcesy w realnym świecie?
„Być innowacyjnym” znaczy „zrobić coś lepiej”, co od razu oznacza „przestać to robić po staremu”. Okazuje się więc, że dla realnej innowacyjności – oprócz zasobów intelektualnych, kreatywności poszukiwania rozwiązań i twardej fachowości – potrzeba kilku ważnych sprawności psychologicznych. Potrzeba ich innowatorom wewnętrznie, osobiście, ale także w relacjach „innowator-reszta świata”.
Opór w zmianie i zamiłowanie do rutyny.
Zaczyna się od prostej, a nieoczywistej prawdy, że aby się przywitać z „nowym” trzeba się najpierw pożegnać ze starym. To jest w praktyce bardzo trudne. Lubimy stare nawyki, bronimy zaciekle zwyczajów, wypracowanej pozycji, bo często niestety innowacja oznacza, że się możemy okazać mniej potrzebni. Stawiamy więc opór zmianom.
Największymi przeciwnikami „cloud computingu” są paradoksalnie sami informatycy i działy IT… Skoro coraz więcej można bardzo tanio uzyskać „w chmurze informatycznej” – to czy ja się przypadkiem nie okażę zbędny? A tak wytrwale budowaliśmy pozycję niezbędnych, innowacyjnych i drogich specjalistów… Czy ma nas zastąpić jakiś serwis internetowy nie wiadomo skąd, łącze, login i hasło? Nigdy! Pokażemy jaka ta „chmura” jest pełna ryzyka i niepewności. Na tym pokazywaniu i wykazywaniu własnej niezbędności skoncentrujemy naszą innowacyjność, zamiast uczyć się nowych kompetencji i rozwijać swoją karierę w obszarach, które są przyszłościowe.
Innowacyjni lubią zmiany i dążą do nich, nawet gdy wiele ryzykują. Rozumieją, że zmiana, nawet najtrudniejsza, jest bardziej szansą niż problemem. Widzą w praktyce, jak bardzo prawdziwe jest darwinowskie „przetrwają ci, co się umieją najszybciej zmienić”.
Deficyt przywództwa
Był taki czas, gdy programom szkoleniowym i rozwojowym dla firm, które miały na celu uczyć ludzi przechodzenia przez zmianę, nadawano tytuł „Reagowanie na zmiany”. Po nich przyszedł czas „zarządzania zmianą”. Dziś mówi się o byciu „liderem zmian”, a nawet „liderem dobrych zmian”. Jest w tej pojęciowej ewolucji ważna lekcja. Nie ma realnej innowacyjności bez aspiracji i postawy lidera. To najczęściej jest dużo trudniejsze niż geniusz technologiczny czy wybitna kreatywność. Rosnąć do roli lidera, który chce zmieniać świat, no i umie tworzyć „dobre” zmiany… Bo przecież nie każda zmiana z definicji jest dobra, a nawet jeśli teoretycznie jest, to jeszcze musi trafić na swój czas. Bywa przecież, że geniusz innowacji odkrywa dopiero następne pokolenie albo konkurencyjna dla twórcy organizacja.
Wyuczona bierność
Zmian, na które nie mamy wpływu jest bardzo dużo – nie we wszystkim można być „liderem dobrej zmiany”. A jednak pojawia się bardzo podstawowy wybór. Wolisz być biernym obserwatorem, „pasażerem na gapę”, sfrustrowanym malkontentem, czy może chcesz i umiesz „wygrać zmiany”? Postawa zwycięzcy zmian zakłada optymizm i orientację na cel. Jeden z górników uwięzionych kilka lat temu w chilijskiej kopalni San Jose, kiedy się już wydostał na powierzchnię, opowiedział o tym, jak w sytuacji totalnej niemal beznadziei czuł wyraźnie, że podpowiadają mu anioł i diabeł. To on wybiera, którego z tych głosów posłucha. Myślę, że to jest trafna metafora tego, co każdy z nas czuje – trudny wybór pomiędzy nadzieją a rezygnacją, wysiłkiem a komfortem średniości, walką o cel a poddaniem się i szukaniem usprawiedliwień. Szukasz „sposobu” czy „usprawiedliwienia”. Słuchanie „anioła” w nas bywa trudne, ale bez niego nie ma zmian na lepsze. „Diabeł” namawia, by po prostu trwać, by zazdrościć, popadać w niemy podziw, szukać usprawiedliwień, konserwować „status quo”. Anioł podpowie, że warto marzyć, chcieć, zmieniać, działać, podnosić się, gdy jest trudno, ambitnie i wytrwale. Diabeł chce reaktywności, anioł pro-aktywności.
Śmiałkowie?
Odwaga – cecha bez której nie ma mowy o innowacyjności. Odwaga wizji i marzeń, odwaga kwestionowania tego, co zastane, odwaga myślenia, zmieniania, odwaga konfrontacji. Odwaga, gdy trzeba zaryzykować – pieniądze, czas, relacje, miejsce zamieszkania.
Ciekawe, jak bardzo zapomnieliśmy dziś o odwadze jako wartościowej jakości charakteru. Odważni to byli bohaterowie przeszłości…. My dzisiaj mamy być sprytni, pragmatyczni, profesjonalni. To się niestety w praktyce często sprowadza do dobrze uzasadnionego tchórzostwa i zachowawczości, tylko nie mamy odwagi tak właśnie naszej postawy nazwać.
Jeśli wizja – to ta otrzymana z góry, ta, którą stworzyli dla nas „oni” – szef, wykładowca, klient, teściowa. A gdzie wizja „tworzona” – twoja, indywidualna, autonomiczna? Opinie, chęci, pragnienia, marzenia? Głód lepszego, pasja? Jeśli się zbytnio skoncentrujesz na wizji otrzymanej, prędzej czy później znajdziesz się w pułapce „ofiary” – to inni będą decydować o Tobie. Jeśli przestaniesz marzyć i mówić z pasją o swoich marzeniach – najpewniej ich nie zrealizujesz. Wielkie dzieła zaczynają się od wielkich marzeń. Wielkie marzenia wyglądają na początku jak szaleństwo. Sukces jest dla śmiałków.
Zaskakująco wielu ludzi w sytuacji prostej różnicy zdań na biznesowym spotkaniu wybiera milczącą zgodę i bierność, w imię świętego spokoju, choć już po chwili, w firmowej kuchni lub na papierosku owszem przedstawią swoje zdanie… drugiej ofierze. Tchórzostwo – choć najpewniej bez świadomości. Odwaga prezentowania własnego zdania i umiejętność twórczego konfrontowania różnic bardzo by się nam przydały.
Przekonuj i buduj koalicje
Coraz częściej dziś się mówi o specyficznej kompetencji określanej jako „perswazyjność”. To jest wiara w to, że warto i trzeba przekonywać, że w dzisiejszym świecie nie dostaniesz tego, na co zasługujesz, a to, co wynegocjujesz. Sposobem bycia realnego innowatora jest przekonywanie, negocjowanie, pozyskiwanie sojuszników, zabieganie o zasoby. To się dziś nazywa „networking”. Ilu jest ludzi, którzy o tobie wiedzą i wiedzą, że jesteś dobry? To jest odwaga pokazania prawdy o sobie i walki o swoje racje. Za „Dezyderatą” mówiąc „nie mniej niż drzewa i gwiazdy masz prawo być tutaj”. I jeszcze jeden ciekawy test. Jak reagujesz na pierwszą odmowę? Realna innowacyjność, napędzana entuzjazmem i wiarą, kiedy usłyszy „nie” odpowiada wyzwoleniem energii przekonywania. Tylko nieudacznik poddaje się, gdy słyszy odmowę… Podobnie w drugą stronę – co się dzieje po pierwszym spektakularnym sukcesie, który się wydarzył? Spoczniesz na laurach czy poszukasz drogi „wyżej”?
Perswazyjności można i trzeba się nauczyć. Wypracować ją. Właściwie nie bywa „wrodzona”. Wymaga treningu, wytrwałości i pracowitości, nawet jeśli masz realny talent. Wymaga prób i błędów, niezłomności. I jeszcze wartościowe sprzężenie zwrotne: odwaga buduje perswazyjność, perswazyjność buduje odwagę. To jest podstawa skutecznej innowacyjności.
Ambitni?
W każdej dziedzinie życia, w sporcie, polityce, nauce, w biznesie – jeśli wystarcza ci średniość nie masz napędu do szukania lepszego. Innowacyjnych interesuje wygrana, a nie udział w zawodach. Zdrowa ambicja, pragnienie osiągnięć, satysfakcja z nich, zdrowe współzawodnictwo – w gruncie rzeczy wynikają z poziomu naszych oczekiwań od samych siebie. Takie postawienie sprawy każe natychmiast zadać bardzo ważne pytanie – na ile umiemy sobą zarządzać, na ile umiemy od siebie wymagać. Większość ludzi ma bardzo wiele doświadczeń związanych z tym, że jeśli coś robisz bez wiary i bez mobilizacji – nie wychodzi. Jeśli mam miesiąc na przygotowanie ważnej prezentacji, i jeśli nawet zabiorę się za to odpowiednio wcześnie, nic z tego nie wychodzi. Skutecznym staję się, gdy termin jest na tyle bliski, że wywołuje mobilizację. Na tej samej zasadzie – każde działanie, nawet jeśli jestem do niego absolutnie przekonany, wymaga mobilizacji. Ta mobilizacja może być zewnętrzna lub wewnętrzna. Zewnętrzna, zwłaszcza w nadmiarze – wypala, męczy, pozbawia energii. Wewnętrzna – paradoksalnie energii przymnaża. Giganci osiągnięć to mistrzowie mobilizacji i koncentracji. Jeśli stają na skoczni, to po to, żeby wykonać najlepszy skok na świecie. Właśnie teraz. Są ambitni. Umieją od siebie wymagać. Właśnie dlatego okazują się najlepsi. To jest motor ich osiągnięć i źródło uskrzydlenia.
Współpraca?
Czasy samotnych geniuszy dawno minęły. Innowacja, nawet na bardzo wczesnym etapie, wymaga współpracy wybitnych specjalistów z różnych dziedzin, łącznie z liczeniem i testowaniem przydatności tworzonych rozwiązań. Trzeba ich umieć zaangażować i zagospodarować efekty ich pracy. Wymagać i uskrzydlać, żeby chcieli dać z siebie najlepsze do wspólnej puli. Obawiam się, że wolimy lojalnych od tych najlepszych. Każda współpraca zaczyna się od zaufania. Dialog, zrozumienie inności, wymiana tego, co wartościowe, realna otwartość. Bez zaufania nie mamy szans, by się skutecznie komunikować, a bez komunikacji nie ma co marzyć o innowacyjności.
Uczciwy feedback?
W większości sytuacji , tak rodzinnych, jak i biznesowych, nie umiemy sobie uczciwie i wprost powiedzieć, że coś jest dobre, a coś innego po prostu słabe, bez zbytniego owijania w bawełnę. Nawet szkolenia o tzw. udzielaniu feedbacku udziwniają całą sprawę, wikłając prosty fakt przekazania oceny w powykręcane zwroty i kurtuazję, która mąci przekaz. Tymczasem w interesie wszystkich jest szybko znaleźć i nazwać to, co po prostu nie spełnia najwyższych standardów. Gdy się chwilę zastanowić, to nawet jeśli ten proces nie będzie przyjemny, to przecież jest w realnym interesie wszystkich zaangażowanych stron. Zdarza mi się często słuchać emocjonalnych relacji managerów o niezadowoleniu z kogoś lub czegoś… a na pytanie „powiedziałeś o tym zainteresowanemu?” niestety jest „no… nie…”. W tych sprawach często bywa jak z dentystą – żeby było skutecznie, nie będzie przyjemnie, a im bardziej zwlekasz, tym trudniej będzie rzecz załatwić. „Terror satysfakcji” tworzy ciepełko, nie tworzy klimatu innowacji i skuteczności, także wtedy, gdy zarządzasz sobą. To także oznacza, że warto być może – przez mądrą refleksję – przestać oszukiwać samego siebie…
Inną sprawą jest reagowanie na błędy. Wszyscy wiemy, jak ważne jest uczenie się metodą „prób i błędów”. A jednak – jak reagujemy na „błąd”? Nieodłączny, wartościowy element twórczego poszukiwania czy może pretekst, by wyeliminować – partnera, siebie, pomysł, projekt? No i uczenie się na błędach – a żeby się na nich uczyć, to trzeba je umieć popełniać i sensownie analizować. Kultura wyciągania konstruktywnych wniosków?
Jeśli feedback ma być uczciwy, to wymaga także, by widzieć i celebrować to, co dobre. W relacjach to jest po prostu pochwała, a na poziomie indywidualnym – umiejętność zobaczenia, że po prostu dobrze coś robię. Satysfakcja z osiągnięć, jeśli uzasadniona wynikiem i oparta o właściwie kryteria, ma dużą moc uskrzydlania. Nie ma powodu, żeby jej unikać, a wprost przeciwnie. Innowacyjni lubią celebrować sukcesy. Przecież w oparciu o nie – odważnie i ambitnie – ustalą nowe, wyższe standardy…
Klasycy rozwoju mówią, że nasze kompetencje składają się z wiedzy, umiejętności i postaw. Obrazowo mówiąc, potrzebujemy wybitnego umysłu, sprawnych mięśni i wielkiego serca. Chyba jest tak, że nasz system edukacyjny i doświadczenie społeczne faworyzują intelekt. Niestety, nie wystarczy poczytać o innowacyjności, żeby być innowacyjnym. Potrzeba treningu i wytrwałości, potrzeba pasji i zaangażowania. Jeśli coś jest tylko w twojej głowie, to z punktu widzenia reszty świata jakby nie istniało…
Kwestia innowacyjności nie dotyczy jedynie sfery technologiczno-gospodarczej. Ta sprawa dotyka wszelkich przejawów życia społecznego. Odnieść ją zatem możemy również do siebie samych, jak i polityki, dyplomacji czy administracji, bo w świecie, który systemowo oparty jest na zmianie, aby odnieść sukces należy tą zmianę zrozumieć, zaakceptować i właściwie nią zarządzać.
Dariusz Duma
Prekursor konsultingu biznesowego w Polsce. Twórca firmy doradczo szkoleniowej Chiltern Consultancy i ekspert kampanii www.oswojzmiane.pl. Filozof, przedsiębiorca, konsultant biznesowy, mówca, ekspert w zakresie zarządzania, przywództwa, efektywności biznesowej firm i zespołów, komunikacji, sprzedaży i marketingu.
Dodaj komentarz