Niemiecka piłka klubowa nigdy nie była w tak ciężkiej sytuacji. Jak podaje gazeta sportowa „Kicker” DLF, Niemieckie Ligi Piłkarskie do 2022 roku mogą stracić nawet 2 miliardy euro.
Gdy na świecie szalał koronawirus, państwa zaczęły wprowadzać twarde restrykcje. Tyczyło się to oczywiście również drużyn piłkarskich. W pierwszym kwartale 2020 roku nie było nawet wiadomo, czy sezony ligowe uda się dograć do końca.
Choć obecnie piłkarze wybiegają już na boisko, trybuny w dalszym ciągu nie mogą się zapełniać. Oznacza to gigantyczne straty z dnia meczowego. Doskonały przykładem jest niekwestionowany najlepszy klub piłkarski w Niemczech oraz aktualny zdobywca Ligi Mistrzów Bayern Monachium. Bawarska drużyna jako jedna z nielicznych zakończyła sezon 2019/2020 na małym plusie – udało się wypracować zysk w wysokości 9,8 milionów euro.
Puste stadiony będą kosztowały FC Bayern München około 100 milionów euro przychodu, ale i tak uważam, że jesteśmy absolutnymi liderami w sprawach finansowych, także na arenie międzynarodowej. Nie mamy długów, jesteśmy właścicielami stadionu. Prawie żaden inny klub tego nie ma. Jesteśmy w dobrej sytuacji i z pewnością wyjdziemy z tego kryzysu jako jedni z najlepszych – powiedział prezydent klubu Herbert Hainer w rozmowie z gazetą „Bild am Sonntag”.
Choć sytuacja jest bardzo ciężka, w przypadku Bundesligi kryzys najprawdopodobniej uda się zażegnać dzięki roztropnemu prowadzeniu klubów. Nie oznacza to jednak, że każda drużyna przejdzie przez pandemię bez szwanku.
Zasłużony 1. FC Kaiserslautern był zmuszony ogłosić upadłość już w połowie 2020 roku. Gigantyczne problemy ma także inna uznana drużyna – FC Schalke 04. W jej przypadku udało się zebrać skład, jednak wyniki ligowe pozostawiają wiele do życzenia. Najważniejsze jest jednak to, że klub dalej funkcjonuje, choć jego przyszłość jest w dalszym ciągu bardzo niepewna.
Problemy mają także kluby, które występują w niższych klasach rozgrywkowych. Z jednej strony zatrudniają one piłkarzy na niższych kontraktach, z drugiej jednak ich dochody są o wiele mniejsze od drużyn z Bundesligi. Nadszedł więc czas gorączkowego oszczędzania, co niewątpliwie znajdzie również przełożenie na najbliższe okienka transferowe. Choć zimowy czas na dokonywanie potrzebnych wzmocnień już minął, brakowało większych ruchów. Nie ma się jednak czemu dziwić, niemieckie kluby zdają sobie sprawę z tego, że czas na wyjęcie gotówki z portfela jeszcze nie nadszedł.
Ostatnie miesiące dobrze pokazują, że polskie drużyny także zmagają się z dużymi problemami finansowymi. Widać to między innymi na przykładzie Legii Warszawa, która pomimo wąskiej kadry jak dotąd nie pozyskała żadnego zawodnika na rynku transferowym. Pozostałe kluby także wolały oszczędzać, choć niektóre zdecydowały się na wzmocnienia (przynajmniej na papierze, wiemy jak to jest z poziomem naszej ligi).
W przypadku Polski na szczęście lwią część budżetu drużyn ekstraklasy stanowi dochód z praw telewizyjnych. Mecze się odbywają i są transmitowane, więc aktualnie nie słychać, aby jakiejś drużynie z najwyższej klasy rozgrywkowej groziła upadłość. Mimo to wszyscy czekają na decyzję rządu, która pozwoli kibicom powrócić na trybuny. Nie tylko niemieckie kluby, ale również polskie w dużej mierze polegają na dochodzie z dnia meczowego.
Na razie jednak nic nie wskazuje na to, aby sytuacja drużyn piłkarskich miała się poprawić. Zachód Europy jest w cięższej od nas sytuacji pod względem pandemicznym. Polski rząd także nie zdecydował się na całkowite otwarcie stadionów. Z tego powodu klubom nie pozostaje nic innego jak tylko zaciskanie pasa.
Szukając pozytywów, obecny czas jest odpowiedni do dokonania odpowiedniej korekty budżetowej. Kluby muszą się teraz znacznie poważniej zastanowić nad tym, czy dany zawodnik faktycznie jest potrzebny. A nawet jeśli tak, to czy faktycznie zasługuje on na takiej wysokości kontrakt.
Jan Strychacz
Tagi: Bayern Monachium, COVID, finanse, gospodarka, pandemia, piłka, piłka nożna
Dodaj komentarz