Nowe inwestycje deweloperskie nie zwalniają. Problem w tym, że deweloperzy, oszczędzając, gdzie się tylko da, bardzo swobodnie podchodzą do kwestii izolacji akustycznej, zupełnie nie martwiąc się hałasem odczuwalnym w budowanych przez nich mieszkaniach.
Aż 21 procent przebadanych przez CBOS Polaków uważa, że w ich mieszkaniach i domach panują niekorzystne warunki akustyczne. Skarżymy się przede wszystkim na hałasy związane z życiem osiedlowym (psy, zabawy dzieci i młodzieży oraz zachowania dorosłych na podwórku, alarmy samochodowe, dzwony kościelne), męczące dla naszych uszu są też hałasy w sąsiedztwie – najbardziej przeszkadzają nam donośna muzyka oraz kłótnie za ścianą. Niestety głośne imprezy i awantury to codzienność wielu polskich osiedli.
– Niemal codziennie budzi mnie kłótnia sąsiadów z dołu. Krzyczą tak, że jestem w stanie bez problemu rozróżnić poszczególne słowa. Większość z nich zaczyna się niestety na literę K – narzeka pani Wioletta. Wtóruje jej 36-letni pan Marek, który niedawno nabył wymarzone mieszkanie na jednym z warszawskich osiedli: – Mieszkałem w wielu różnych miejscach, ale dopiero po wprowadzeniu się na nowe osiedle przekonałem się, jak bardzo dźwięk potrafi się nieść przez ściany. Teraz ciągle słyszę, który sąsiad słucha muzyki, który opieprza dziecko, a który właśnie spędza miło czas ze swoją dziewczyną.
Coraz gorzej znosimy hałasy zza ściany. Badania pokazują, że nasza tolerancja na wybryki sąsiadów regularnie maleje. Zdaniem socjologów wynika to z faktu, że coraz częściej bawimy się na mieście, a dom traktujemy głównie jako miejsce wypoczynku. Poza tym jeżeli ktoś zainwestował w 30-letni kredyt na mieszkanie, to zwyczajnie chce, żeby jego wymarzone gniazdko było idealne pod każdym względem.
Hałas w mieszkaniu przeszkadza też pani Marcie z Krakowa: – Jakość ścian w nowych inwestycjach deweloperskich woła o pomstę do nieba! Dzisiejsi deweloperzy wszystko budują oszczędnościowo. Ściany w naszym mieszkaniu są tak cienkie, że słyszymy dosłownie wszystko: rozmowy sąsiadów, spuszczanie przez nich wody w łazience, brzdęk sztućców, grający telewizor… Koszmar! Nie musimy nawet korzystać z zegarka. Wystarczy, że usłyszymy rytmiczne tłuczenie kotleta zza ściany i już wiemy, że właśnie minęła dwunasta.
Hałas zza ściany jest skrajnie frustrujący, bo w swoim mieszkaniu chcemy się czuć dobrze, swobodnie i bezpiecznie. W dzisiejszych czasach cenimy sobie prywatność i spokój, ciężko jednak mówić o jakiejkolwiek intymności w sytuacji, gdy po naszym kichnięciu, zza ściany rozlega się „na zdrowie!”. A takie sytuacje mają niestety miejsce.
– O swoim sąsiedzie wiem wszystko, choć nigdy nie widziałem go na oczy. Wiem, o której wstaje, kiedy wstawia pranie, jak długo sika. Znam jego gusta muzyczne, bo niemal codziennie słyszę, jak śpiewa pod prysznicem. Dzięki niemu tekst „Przez Twe oczy zielone” znam już na pamięć – narzeka pan Damian z Łodzi. – Najgorsze, że nic nie jestem w stanie z tym zrobić. Przecież nie pójdę do sąsiada i nie zakażę mu śpiewać we własnym mieszkaniu.
Rzecz jasna kwestia stopnia izolacji dźwiękowej jest regulowana przez polskie prawo budowlane. W myśl przepisów przez ściany oddzielające mieszkania nie powinny przechodzić dźwięki o natężeniu niższym niż 50 decybeli (wartość ta odpowiada zwyczajnej rozmowie). Budynek i urządzenia z nim związane powinny być zaprojektowane i wykonane w taki sposób, aby poziom hałasu, na który narażeni są użytkownicy lub ludzie znajdujący się w ich sąsiedztwie, nie stanowił zagrożenia dla ich zdrowia, a także umożliwiał im pracę, odpoczynek i sen w zadowalających warunkach.
– Problem w tym, że deweloperzy powszechnie minimalizują koszty budynków i stosują tanie materiały budowlane, które nie spełniają wymagań akustycznych. Dlatego słyszymy sąsiadów nawet wtedy, gdy zachowują się niezbyt głośno – zauważa Maciej Balcerek z warszawskiej agencji architektonicznej Perfect Space. I wymienia miejsca, w których izolacja przed dźwiękami z lokalu sąsiada jest zmniejszona: – Na hałas narażają nas przede wszystkim wszelkie pocienienia ścian (pod instalacje, rury, wentylacje, etc.) i przebicia. Sporym problemem są też drzwi na korytarz oraz okna o niskiej izolacyjności (w dwóch sąsiednich lokalach).
Źle zaprojektowany lub wybudowany obiekt ciężko jest poprawić. Najczęściej stosowanym rozwiązaniem jest wyciszenie ścian za pomocą płyt gipsowo-kartonowych oraz wełny mineralnej. Niestety wiąże się to ze stratą części powierzchni użytkowej pomieszczenia (ok. 8-10 cm). I o ile w przypadku dużego salonu utrata tych kilku centymetrów nie powinna być raczej odczuwalna, tak już w małym pokoiku może robić widoczną różnicę.
Trzeba liczyć się z tym, że nawet dokładne spełnienie wymogów technicznych nie zabezpieczy nas przed kłopotliwymi sąsiadami, bo przepisy powstały przy założeniu, że nasi sąsiedzi funkcjonują w sposób „normalny”. Oznacza to, że wszelkie odstępstwa od normy (np. głośno puszczana muzyka, krzyki) będą odczuwalne i wymagają ścian o odpowiednio wyższej izolacyjności. Niestety rzeczywistość wygląda tak, że chamskich sąsiadów zwyczajnie nie da się zupełnie wygłuszyć.
W takim przypadku pozostaje nam jedynie wzywanie policji lub wstąpienie na drogę sądową (wg art. 107 Kodeksu Wykroczeń za złośliwe niepokojenie grozi grzywna do 1500 złotych albo kara nagany). Jeśli konsekwencje obecności jednego z lokatorów w sposób długotrwały i intensywny odczuwa cała wspólnota mieszkaniowa, to może ona wystąpić o zgodę sądu na sprzedaż jego mieszkania, a po tym – wnioskować o eksmisję.
Artykuł opublikowany dzięki PerfectSpace.pl
WhPr
Tagi: dom, hałas, mieszkanie, problem, społeczeństwo
Dodaj komentarz