Chociaż pandemia uderzyła w wiele branż, ceny mieszkań w 2020 roku rosły szybciej niż rok wcześniej. Jak podaje portal Money.pl, między styczniem a grudniem ubiegłego roku wzrost wyniósł 6 proc. W największych miastach ceny u deweloperów zwiększyły się o 7,5 procenta, na rynku wtórnym zaś o 5,6 proc.
Jak zauważa cytowany przez Money.pl analityk HRE Investments Bartosz Turek, w siedmiu największych miastach Polski ceny mieszkań używanych w IV kwartale 2020 roku były o 1,8 procenta niższe w porównaniu z poprzednim kwartałem.
Dodaje on jednak, że tendencja wzrostowa będzie się utrzymywać. Odwrócić ją mogą niespodziewane problemy związane z pandemią COVID-19. Prognozy te wynikają z obserwowanego ożywienia na rynku. W styczniu 2021 roku popyt na kredyty mieszkaniowe zwiększył się aż o 18 proc. Zainteresowanie kupnem lokali w dużych miastach zwiększyło się w tym czasie o 10 proc.
Oprocentowanie lokat bankowych poniżej wartości inflacji sprawia, że posiadacze gotówki starają się znaleźć inny sposób na jej wykorzystanie. Jednocześnie dobra sytuacja na rynku pracy czyni zakup mieszkań z zamiarem ich wynajmu ciągle opłacalnym. Jednocześnie kredyty mieszkaniowe są obecnie najtańsze w historii – zauważa Turek. Powyższe czynniki wpływają na zwiększony popyt na mieszkania i windują ich ceny.
Jednocześnie, jak dodaje Money.pl: niemal rekordowa jest różnica pomiędzy ceną oczekiwaną przez sprzedających i faktycznie płaconą przez kupujących. W czwartym kwartale na 7 największych rynkach Polacy faktycznie płacili bowiem za metr mieszkania ponad 8,3 tys. zł, podczas gdy sprzedający oczekiwali aż 9,7 tys. zł. Mamy więc około 1,4 tys. złotych „rozjazdu”.
Przyczynami tej rozbieżności mogą być nadmierne oczekiwania finansowe sprzedających i dostępność na rynku nadmiernej liczby mieszkań luksusowych w stosunku do popytu na nie. Portal powołuje się na analizy HRE Investments.
Autor: Wojciech Ostrowski
Źródło: Money.pl
Tagi: ceny, COVID-19, mieszkania, rynek, sprzedaż
Dodaj komentarz